Nowości i ogłoszenia

Dziady

   Aspiracje Krakowa są ogromne od lat, do wielu wydarzeń i ról. Nieźle wychodzi uzasadnianie tego faktu, ale fatalne jest wykonanie. Dopiero w 2014 roku dzięki hali i centrum kongresowym dogoniliśmy polską czołówkę, ze stadionami gorzej, bo mamy dwa, ale ich utrzymanie obciąża podatników. Zawdzięczamy to prezydentowi wszystkich kibiców. Nieźle jest z obiektami kultu religijnego, jest wśród nich mnóstwo zabytkowych, panteonów, ale powstają także nowe. Na dawnych hałdach zakładów Solvaya ulokowano Centrum Jana Pawła II, a stan zaawansowania prac pozwala odprawiać już tam nabożeństwa. Od kilku miesięcy liczba odwiedzających rośnie. Władzom kościelnym i miejskim chyba też spędza sen z powiek sposób na wypromowanie tego miejsca w należyty sposób. Na pewno nie służą temu skaczący, niczym jelenie, przez tory linii kolejowej numer 94, ludzie.

 

   Jednym z elementów zachęcania jest dojazd. Kto przejechał samochodem przez teren centrum ulicami Totus Tuus i Marcika na pewno zastanawiał się jak wygląda tu wzmożony ruch. Otóż źle wygląda, bo zarówno jedna jak i druga ulica są dosyć wąskie, a druga ponadto dziurawa, o pieszych na nich też nie pomyślano. W przeciwieństwie do sąsiedniego sanktuarium, do którego dojazd zapewniają tramwaje, a następnie ... własne nogi przez przejście podziemne, tory kolejowe i stromiznę ulicy Faustyny. Jak na ironię, odbywa się tu regularnie msza dla chorych. Żal patrzeć na osoby pchające wózki, idące o kulach, pokonujące mozolnie może niezbyt długi, ale naszpikowany przeszkodami dystans.

 

   Pomysłów na dojazd zbiorową komunikacją do JPII było już trochę. Najpierw wjazdy wykonywała tam linia 133, były one dostosowane do godzin nabożeństw i nie cieszyły się zbyt wielką popularnością. Następnie skierowano tam linię 135, dotychczas kończącą bieg na Kurdwanowie. Czy 5 rano, czy wieczór, czy świątek, 12-metrowy autobus mknie po hałdach przewożąc powietrze, zapewne pomysłodawca stwierdził, że podjechanie niewielkiego odcinka to drobiazg. Otóż nie, bo w skali dnia i tygodnia to spora suma, w dodatku bezsensownie zmarnowana. Wystarczy pomyśleć i zapytać prowadząc wielkie badania komunikacji, co pasażerowie wybraliby jako punkt dojazdu do centrum. Borek? Łagiewniki, a może Kurdwanów? Na pewno ostatnia odpowiedź miałaby mnóstwo fanów.

 

  Od wczoraj mamy bezpośredni dojazd, jak wiemy z wciskania nam cięć przy okazji remarszrutyzacji powinniśmy się przesiadać z często jadących linii na takie same, a tramwaje, gdzie mogą powinny jechać nie dublując się z autobusami. Tu jednak chęć dowozu bezpośrednio była tak ogromna, że prawie po 1/2 trasy tramwaju 8 jedzie autobus 504. Silnik vero radośnie terkota, gdy prędkość na Suchej osiąga 30 kmh pod górę. Linia przyspieszona na miarę ambicji Krakowa, wielkich jak stadion Wisły, którego wynajmem pies z kulawą nogą się nie zainteresował, na miarę słowności założeń wielkiego zarządu infrastruktury i czegoś tam jeszcze, zwanego komunikacją. Nad drugą linią znęcać się nie będziemy, ponieważ 224 cieszy mieszkańców Krzyszkowic, a i godziny kursowania ma przyzwoite. Za Bieżanowską, gdzieś powinien zakończyć bieg, ale to przecież mały wydatek, gdy vero pościga się z bombardierami na linii 50, jedzie puste więc jakieś szanse ma.

 

    Pomijając brak trzymania się zasad, nikt nie pomyślał, że łatwiej będzie ostatni odcinek drogi do centrum JP II pokonać z Łagiewnik i Borku, a może faktycznie Kurdwanowa. Lepiej czekać na pętli kilka przystanków od celu niż na autobus w centrum miasta stający raptem na kilku przystankach, ale jadący jednak z centrum, aby zabrać bezpośrednio ludzi (a gdzie mają wsiąść?). Nie po raz pierwszy pokazano jak doraźnie, według jednostkowych potrzeb, na odwal się tworzy system, który ma zachęcić ludzi do pozostawienia samochodów i wygodnego dojazdu tramwajem i autobusem.

 

    Jutro ciąg dalszy dziadowania.

2014-10-05

mouset