Nowości i ogłoszenia

Dziadostwo, samochód, góry

     Rywalizacja skoczków o Puchar Świata trwa w najlepsze. Niestety odpowiedników tych pięknych skoków nie możemy oglądać w rywalizacji o pasażera podróżującego koleją. Pasażer, a raczej osoba która chce pojechać w góry i nie tylko pociągiem jest dla potencjalnego przewoźnika złem koniecznym, wyposażonym głównie w portfel. Co roku okres świąteczno-noworoczny wypełniają doniesienia o korkach na zakopiance, w tym sezonie dodatkowo przeplatane ze zdjęciami budowy widowiskowego odcinka S7 pomiędzy Zabornią a Lubniem oraz pomiarami zanieczyszczeń powietrza w Nowym Targu i Zakopanem. Jak co roku też pojawia się dyskusja o roli transportu zbiorowego, a szczególnie kolejowego, na Podhalu w celu dowiezienia miłośników gór.

     Oprócz budowy S7 rozpoczęły się także inwestycje kolejowe mające na celu usprawnienie dojazdu do Zakopanego: przebudowano przy okazji budowy zapory w Świnnej Porębie fragment linii, rozpoczęła się budowa łącznicy w Krakowie pozwalająca na skrócenie postoju w Płaszowie przeznaczonego na dzielenie składu i zmianę kierunku oraz dobiega końca budowa łącznicy w Suchej Beskidzkiej. Sporo inicjatyw upatruje jednak prawdziwego sukcesu w poprawie dojazdu w budowie linii z Podłęża do Szczyrzyca i dalej linią 104 w kierunku Zakopanego oraz Nowego Sącza. Tu jednak zakres i koszt prac jest wielokrotnie większy. Na dodatek wątpliwy jest przewidywany sukces w postaci dwugodzinnej podróży do Zakopanego. Nikt niestety nie forsuje inicjatyw, które na dzień dzisiejszy mogłyby pozwolić zaistnieć zaledwie w świadomości podróżnych.

     Przykładem są zawody Pucharu Świata. Kiedy się odbędą to wiadomo z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, ale dla przewoźników kolejowych bodźcem do zorganizowania transportu stał się dopiero... Turniej Czterech Skoczni. Spółki kolejowe zapewne liczyły na ogrzanie się w blasku sukcesów Kamila Stocha. Niestety, dwa tygodnie przed zakopiańskimi konkursami, gdy bilety są wyprzedane, kibice mają już poczynione plany. To nie jest plenerowa, darmowa zabawa sylwestrowa tylko zawody o rygorystycznych zasadach dla imprez sportowych. Uruchomienie pociągu ze stolicy o godzinie odjazdu 4.30 należy uznać zatem za kiepski żart, frekwencja w nim była na poziomie prawdopodobieństwa znalezienia osób dla których i jazda  koleją i skoki narciarskie są pasją. Trudno nie odnieść wrażenia, że zrobiono coś dla sztuki. Dodatkowy pociąg mógł ze stolicy odjeżdżać spokojnie tak, aby z Krakowa jechał w planie samotnej jednostki ED74, którą wystawiono jako drugi dodatkowy skład.

    Nieliczni podróżni, którzy wybrali to połączeni srogo się zawiedli wracając, albowiem jednostka się zepsuła, co właściwie zaskakujące w PKP IC nie jest. I tu pojawiła się kolejna specjalność zakładu: ludzi ulokowano, a raczej upchano, w innych pociągach. Dobrze, że był spory wybór dodatkowych, pustawych składów. Nie przewiduje się w PKP IC organizowania składów zastępczych z prawdziwego zdarzenia. Zacofane myślenie widać najlepiej na innej trasie w góry - w Bieszczady, gdzie pociąg PKP IC bywa zastępowany ... jednym autobusem KKA. Kto zostanie na lodzie (dosłownie) z bagażem już nigdy nie pojedzie pociągiem.

     Problem z jakim boryka się PKP IC jest kuriozalny biorąc pod uwagę ile skasowano dotąd spalinowych lokomotyw, ile ich zakupiono i jak organizowano w ostatnich latach przewozy na liniach niezelektryfikowanych. W ubiegłym roku właściwie nie kursował pociąg przez Roztocze, trasa w Bieszczady też była często zawieszana, choć ostatnio brak spalinowych Gam był tak dotkliwy, że zawieszano także pociągi pomiędzy Rzeszowem a Lublinem, do Gorzowa Wielkopolskiego, a już prawdziwym policzkiem dla klientów IC jest TLK 'Kociewie' jadący do Gdyni z Ziemi Lubuskiej, połączenie potrzebne, permanentnie opóźnione (i to sporo) albo odwoływane.

    Właściwie tylko do Kudowy Zdrój i Szklarskiej Poręby można dojechać bez większych zakłóceń, aczkolwiek ilość pociągów w stosunku do ubiegłych lat jest żenująca. Podobny trend PKP IC wyznaczyło w Wiśle i Krynicy Górskiej. Zgodnie ze starą prawdą "stłucz termometr to nie będzie gorączki" nie będzie rozgłosu o zawieszanych połączeniach skoro ich nie będzie w ogóle. Zapewne przez Piekiełko do Krynicy (kiedyś) dojedziemy szybciej, tyle, że taka możliwość zaniknie w ogóle w świadomości podróżnych.

     Koleje Małopolskie wystawiając w ostatniej chwili skład na gwałt szukały rezerwy z uwagi na awarię. Opóźnienie pociągu wyjeżdżającego z Krakowa przekraczało pół godziny, ponadto miał on jeszcze obsłużyć połączenie wahadłowe z Nowego Targu do Zakopanego. Czy ktoś zaryzykuje spóźnienie na zawody z powodu powszechnie znanego nieudactwa kolejowego? Sprawa wahadła ma dodatkowo inny wymiar: już wiele lat temu postulowano, aby kursował często pociąg z Nowego Targu, aby kierowcy zamiast stać w korku dojechali szynobusem SA109, sprawa powróciła też podczas remontu mostu w Rabce i wymiany nawierzchni w Skomielnej. Argumenty Przewozów Regionalnych były nie do pobicia: konieczność dojazdu z Suchej, brak załóg itp. Dziwnym trafem dowodził nimi Ryszard Rębilas, który dzisiaj nie mając wystarczającej ilości maszynistów i pociągów próbuje marketingowych chwytów, które kilka lat temu zdecydowanie poprawiłyby pozycję kolei w Małopolsce w realnym wymiarze, a nie na będących pobożnymi życzeniami prezentacjach. Aby jednak nie zapomniano o talentach zarzadzającego przewozami kolejowymi Koleje Małopolskie podniosły stawkę za dojazd do lotniska. Piastujący wiele stanowisk Ryszard Rębilas też kiedyś "pozyskał" klientów ustalając taryfę jak za pociąg pospieszny.

     Patrząc na zarządzanie transportem kolejowym w naszym województwie trudno nie odnieść wrażenia, że nie jest nam potrzebne wydawanie milionów na trasę przez Piekiełko. Gdyby wiele lat temu zainwestowano pieniądze w wahadłowy pociąg z Rabki do Zakopanego to do dnia dzisiejszego pozyskałby on wielu stałych klientów. Podobnie połączenie z Nowego Sącza do Piwnicznej i Krynicy. Tutaj nawet nie było argumentu odnośnie do braku zaplecza technicznego. Nikomu nie zależało na zabieganiu o remont trasy do Żywca, efektem tego jest kierowanie pociągów ze Śląska do Zakopanego przez Wadowice. Czas jazdy zachęci chyba tylko uczniów i studentów nie posiadających jeszcze prawa jazdy. Oprócz budowy łącznic warto pomyśleć o innych elementach poprawiających czas jazdy i frekwencję. Przykładem jest Rabka, miasto do którego PKP IC mogłoby za pomocą jednostek typu Flirt lub Dart zaglądać. Nie da się? Kursują one do Wisły, gdzie nie ma potrzeby łatwej zmiany czoła. Oprócz mentalności kolejarskiej ważna jest też długofalowa polityka województwa. A ta pozwoliła na likwidację komunikacji publicznej w powiatach: suskim, nowotarskim, tatrzańskim oraz nowosądeckim. Tych zmian nie da się już odwrócić całkowicie. Niestety. A to co można zrobić jest o wiele tańsze niż linia za ogromne pieniądze dla kilku pustych, źle zorganizowanych pociągów, które na dodatek dla zmylenia przeciwnika co rok zmienią nazwy.

2017-02-07

mouset