Nowości i ogłoszenia

Moja miedza jest moja

   Dobiega końca okres wakacyjny,  pozornie krótki dzięki lipcowym spotkaniom młodzieży.  Gdzieś na uboczu schowały się nam informacje o korkach na drogach prowadzących do górskich i nadmorskich kurortów. A te były znów większe niż przed rokiem pokazując niewydolność sieci dróg dojazdowych istniejących jak i budowanych. W tym roku jednak można z pewnością powiedzieć,  że kolej tego stanu rzeczy nie odmieni. Owszem,  udało się odbudować zaufanie klientów,  ale tylko na niektórych obszarach. Podróż pendolino do Trójmiasta polecamy z czystym sumieniem. Na Roztocze i w Bieszczady już nie. Reaktywowane nocne połączenie do Zamościa regularnie obsługują... autobusy,  a wydarzeniem w gazetach było podstawienie samochodu ciężarowego, aby zabrał rowery podróżnych. Historii pojedynczych rowerzystów nie znamy, ale zapewne nie są one przeżyciami godnymi zapamiętania,  a niewykluczone, że w większości wiążą się z rezygnacją na rzecz własnego samochodu. Podróż w Bieszczady jest nieco mniejszą loterii, ale na ostatnim odcinku zabrakło wyobraźni organizatorowi przewozów regionalnych i do Łupkowa dojedziemy wyłącznie w weekendy. 

 

   Skąpstwo i krótkowzroczność w budowaniu marki i pozyskiwaniu klientów nie poprawią słabnących statystyk w tych regionach Polski. Gamy psują się po raz kolejny w swym krótkim życiorysie, ktoś kiedyś zdecydował że remont i utrzymanie kilku zapasowych pojazdów SU42 lub SU45 to będzie fanaberia. Nie po raz pierwszy IC pokazuje taki styl myślenia - jeszcze, nie daj Boże, ktoś tym pociągiem będzie chciał jechać. A tak nie ma problemu, wystarczy rzut oka na drugi koniec Polski. Jest remont na linii 276, ale po co robić objazd do Kudowy,  lepszy autobus, zazwyczaj ludzie się zmieszczą,  a jak nie to poczekają. Paradoksalnie dwie zmodernizowane lokomotywy SU42 nie prowadzą pociągów do Kudowy, ale wysłać ich na wschód na pomoc spółka nie zamierza chyba, choć odwoływane są też niektóre kursy Rzeszów - Lublin.  W lipcu,  na czas ŚDM też odwoływano pociągi,  aby pozyskać wagony i lokomotywy, choć liczba dodatkowych połączeń pod banderą IC nie oszałamiała.  

 

   A w tym czasie obok bazy na krakowskim Bieżanowie nadal stoją sobie i niszczeją składy ED74, a pasażerowie słuchają bzdur o nieopłacalności i przestarzałej konstrukcji. Rzeczywiście,  autobus od trudy po lokalnym PKS jako KKZ jest nowoczesnej konstrukcji. Wszędzie kolej jest mało opłacalna i wymaga dodatkowego finansowania, ale w Polsce jest oprócz tego niegospodarna, napiętnowana brakiem perspektywicznego myślenia, a wszystko to powielane od lat bezkarnie uchodzi osobom odpowiedzialnym za transport szynowy i pociąga kolejne bezsensowne wydatki. 

 

   Podkarpackie jest właśnie przykładem jak nie należy zarządzać regionalnymi połączeniami. Owszem jest odzew na społeczne, lokalne inicjatywy, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko jest wymuszane, a jakaś własna inicjatywa władz nie istnieje za wyjątkiem prób naciągania tej samej krótkiej kołdry. Nic nie stoi na przeszkodzie,  aby do Łupkowa kursował szynobus do końca września. Jednym z powodów zniechęcających do ponownego przyjazdu jaki organizacjom turystycznym podają odwiedzający Bieszczady jest właśnie fatalny dojazd z Krakowa i Rzeszowa. Wnioski? 

 

   Znana choroba kolejowej Polski to styk województw. Tutaj świetnym przykładem są Gorlice. Akcja społeczna doprowadziła do powstania połączenia z Rzeszowem,  weekendowego, ale jednak. Niestety macierzysta jednostka nadrzędna Gorlic nie dostrzega istnienia kolei w tym mieście jak i atrakcji okolic, które rok w rok przyciągają rzesze turystów. Liczymy na dotrzymanie słowa przez władze Małopolski i powstanie połączenia po remoncie D29-91, najlepiej całorocznego, codziennego, zapewniającego niczym rozliczne autobusy dojazd na godzinę 7-8 do stolicy województwa. Rejon Gorlic i Krynicy aż prosi się o wykorzystanie pojazdów EN81, które wzorem większych braci z bieżanowskich chaszczy gdzieś oczekują bliżej nieokreślonego wydarzenia w swym żywocie. Niedawno było wiele radosnych doniesień o wykreśleniu z planów unicestwienia 'szczucinki', ale naszym zdaniem nie ma żadnych powodów do radości, ponieważ nasz samorząd wyzbył się wszystkich pojazdów, które mogłyby poruszać się po tym torowisku. Drugi czynnik to jego stan, z linii 104 też się cieszyliśmy, ale widząc pociągi jadące momentami 30-40 kmh, trzeba zastanowić się jak długo damy radę utrzymać prowizoryczne dopuszczenie do ruchu. Znów doraźne remonty? Na 'szczucince' nie dość, że muszą być większe to jeszcze trzeba pamiętać, że ruch miałby tam służyć mieszkańcom, a nie stanowić jak w Mszanie Dolnej atrakcji turystycznej. Samorząd wojewódzki musi przeprowadzić szczere konsultacje na temat swojej miedzy na rubieżach jak Szczucin, Krynica, Hucisko, a także Olkusz.

 

   W chwili pisania tych słów zgłaszają się kupcy po ED74 w postaci spółek przewozowych Górnego Śląska i Małopolski. Czy skoro wykorzystano dotację, a na codzień oglądamy indolencję InterCity to czy powinno w ogóle mówić się o sprzedaży? Pojazdy te byłyby świetnym środkiem transportu właśnie pomiędzy Małopolską a Śląskiem, niestety linia 133 nie ma szczęścia do przetargów i zakończenie remontu w przeciągu 4 lat wydaje się nierealne. Zobaczymy, czy z uprzedzeniami do linii 94 władze zaczekają do budowy łącznicy, której głównym pretekstem jest skrócenie czasu jazdy pociągów dlaekobieżnych do Zakopanego. Dla przypomnienia dodajmy, że wszystkie w danym sezonie można policzyć na palcach jednej ręki. Czym jadą więc coraz większe tlumy turystów? Czy tą szansę wykorzysta ruch regionalny do Wadowic i Suchej? Wiele zależy od działań promocyjnych.

 

   Korki na trasie z Nowego Targu do Zakopanego przeszły już wszelkie oczekiwania, obok stojących karnie aut z rzadka pomykają puste EN57 m.in. jako pseudoprzyspieszony 'Kasprowy', który faktycznie omijając Płaszów i Suchą mógłby w konkurencyjnym czasie dowieźć turystów z Krakowa. Dostrzegł to m.in. wójt Szaflar powołując się na badania ruchu, jego uczestników i potrzebę obsłużenia podtatrzańskich miejscowości koleją nawet najmniejszymi jednostkami pomiędzy Nowym Targiem a Zakopanem. Znamienne są słowa jednego z oponentów: 'nie po to dorabiałem się, aby kupić samochód, aby teraz czekać na pociąg'. Słowa zaciekłe jak Walentego Kwiczoła. Nie stać nas naprawdę na dwa miesiące akcji promocyjnej i wystawienia trzech składów, aby co 30 minut kursowały pomiędzy dwoma ośrodkami Podhala? Chyba jeszcze więcej wysiłku niż od władz województwa wymaga to od lokalnych społeczności. Mamy rok 2016 i Zakopane uruchamia drugą (!) linię autobusową dla mieszkańców i turystów. Sąsiednie miasto grzęźnie zaś w korkach, MZK ledwo zipie finansowo, a z obsługi mieszkanców z miejskich przystanków przy dowozie z Krakowa wycofał się właśnie Szwagropol.

 

2016-08-25

mouset